Biomedycyna. Pomiędzy etyką i hackingiem

24-07-2020 / Rafał Pikuła

Ochrona zdrowia jeszcze nigdy nie miała się tak dobrze. Dziś, dzięki postępowi w nauce, może być jeszcze lepiej. Niestety galopujący rozwój technologii może stwarzać także realne zagrożenia, jak biohacking i biologiczna inwigilacja.

Izraelski historyk Yuval Harari podczas tegorocznej konferencji w Davos mówił m.in. o tym, że technologia może zakłócić działanie ludzkiego społeczeństwa i podkopać na wiele sposobów sens ludzkiego życia, od stworzenia globalnej klasy bezużytecznych, po zapoczątkowanie kolonializmu danych i dyktatur cyfrowych. W opinii autora bestsellerów z serii „Sapiens”, poważnym zagrożeniem, przed którym stoimy, jest biologiczne hakowanie. Sam Harari przywołał w swoim przemówieniu równanie, które jego zdaniem może być równaniem definiującym życie w XXI wieku: B x C x D = AHH!

Co to oznacza? Wiedza biologiczna (B) pomnożona przez moc obliczeniową (C, ang. computing power) pomnożona przez zasoby danych (D) równa się zdolność hakowania ludzi (AHH, ang. ability to hack humans).

„Jeśli wystarczająco dobrze znasz biologię i masz odpowiednią moc obliczeniową i dane, możesz zhakować moje ciało, mózg i życie, a także zrozumieć mnie lepiej niż ja sam. Możesz poznać mój typ osobowości, moje poglądy polityczne, moje preferencje seksualne, moje słabości umysłowe, moje najgłębsze lęki i nadzieje. Poznasz mnie lepiej niż ja sam. I możesz to zrobić nie tylko ze mną, ale z każdym. System, który rozumie nas lepiej niż my sami, może przewidywać nasze uczucia i decyzje, może nimi manipulować, a ostatecznie może podejmować decyzje za nas” – mówił w swoim wystąpieniu Harari.

W opinii izraelskiego historyka rozwój biomedycyny, wsparty zaawansowaną analizą danych i sztuczną inteligencją, może umożliwić rządom masową inżynierię dusz. W przeszłości wiele rządów i tyranów chciało to zrobić, ale nikt nie rozumiał biologii wystarczająco dobrze i nikt nie miał wystarczającej mocy obliczeniowej oraz danych niezbędnych, aby zhakować miliony ludzi.

„Moc hakowania ludzi można wykorzystywać do dobrych celów – takich jak zapewnienie znacznie lepszej opieki zdrowotnej. Ale jeśli taka władza wpadnie w ręce Stalina XXI w., rezultatem będzie najgorszy reżim totalitarny w historii ludzkości. A mamy już wielu kandydatów do miana Stalina XXI wieku. Wyobraźmy sobie Koreę Północną za 20 lat, kiedy wszyscy będą musieli nosić bransoletkę biometryczną, która monitoruje ciśnienie krwi, tętno, aktywność mózgu przez 24 godziny na dobę. Słuchasz przemówienia wielkiego przywódcy w radiu, a oni wiedzą, co naprawdę czujesz. Możesz klaskać i się uśmiechać, ale jeśli jesteś zły, oni się o tym dowiedzą, a jutro będziesz w gułagu” – precyzował Harari.

Czy faktycznie jest się czego bać?

O biohackingu mówi się od dawna, choć samo pojęcie nie jest jasno zdefiniowane. Istnieją właściwie trzy jego definicje. Najstarszym z nich jest termin „biohacking” w odniesieniu do wykorzystania biotechnologii open source. Według tej koncepcji każdy z nas może przeprowadzać eksperymenty biotechnologiczne w przysłowiowym garażu. Sam termin pojawił się w latach 80. XX wieku i zyskał na popularności także w ostatnim czasie.

“Biohacking można porównać do modyfikacji swojego organizmu w taki sam sposób, jak programiści zmieniają „wnętrze” swoich komputerów. Obecnie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że hakowanie komputerów jest możliwe, dzięki czemu zwiększana jest ich prędkość, poprawia się ich funkcję pamięci i być może dodaje się do nich jakieś dodatkowe funkcje. A teraz, wraz z postępem nauki i technologii, możemy postrzegać ludzkie ciało w ten sam sposób. Z jednej strony mamy więc ludzi, którzy twierdzą, że za pomocą specjalnych diet czy suplementów mogą sprawić, że będą żyć dłużej lub po prostu poprawią swoją kondycję. Jednak po drugiej stronie spektrum są osoby, które wszczepiają elektroniczne implanty w swoje ciało. Są też osoby, które eksperymentują ze swoim DNA i wprowadzają w swoim organizmie modyfikacje genetyczne” – tłumaczył w rozmowie z „MIT Sloan Management Review Polska” Peter Joosten biohacker, futurysta DYI, założyciel platformy SuperhumanTalks.com. .

Faktyczne zagrożenie biohackingiem może zależeć od kierunku rozwoju samej biomedycyny. Jeśli pójdzie ona głównie w kierunku modyfikacji ciała, protez, egzoszkielektów, w stronę „mechaniki ciała”, to obawy o hacking mogą być mniejsze.

Większym zagrożeniem jest kierunek zakładający podłączenie ciała człowieka do Internetu Rzeczy. W tym przypadku pole możliwych nadużyć jest dużo większe. Kolejnym aspektem jest czipowanie ludzi, cyfrowe paszporty zdrowotne i szeroko pojęta analityka danych zdrowotnych. Takie dane mogą być tłustym kąskiem dla cyberprzestępców.

Kiedy właściwie pojawia się biohacking?

„Jeśli ktoś używa wearables wyłącznie do śledzenia liczby kroków, swojej codziennej aktywności, czy liczby przespanych godzin, by mieć większą wiedzę na temat swojego organizmu – nie nazwałbym tego biohackingiem. Jeżeli jednak zdecyduje się na podstawie tych danych zmienić coś w swoim zachowaniu lub przeprowadzić eksperymenty na swoim organizmie, czy też spróbować różnych suplementów, aby sprawdzić, czy np. poprawi się jakość jego snu – wówczas jest to biohacking” – wyjaśniał we wspomnianej rozmowie Joosten.

Pierwszymi krokami w kierunku rozwoju biohackingu są całkiem niewinne technologie do mierzenia parametrów ciała np.: smartwatch czy elektroniczne opaski do snu. Poszczególne komponenty technologiczne takich urządzeń stają się coraz mniejsze, a dzięki miniaturyzacji będziemy mieć możliwość umieszczania czujników wszędzie, także pod skórą. To prosta droga do integracji ciała z technologią. I to na stałe.

Szczególnie efektowne (ale też niebezpieczne) staje się to wraz z rozwojem genetyki. Technologiczne wsparcie kopiowania/modyfikowania genów otwiera drogę do biohackingu. Wiele rozwiązań – szczególnie tych majstrujących przy genach – może okazać się zbawiennymi. Niestety, pozostaje pytanie, czy zostaną one użyte wyłącznie w celu ratowania ludzkiego życia. Jak wiemy, im większy rozwój cyfrowy, tym większe cyfrowe zagrożenie.

Weźmy prosty przykład. Przy użyciu sztucznej inteligencji i genetyki tworzymy program, w którym algorytm mógłby decydować, które geny należy zmienić, aby uzyskać oczekiwane rezultaty. A co jeśli program zostanie zhakowany i zacznie wycinać właściwe geny? To ogromne niebezpieczeństwo.

Do tego dochodzą kwestie społeczne i moralne. Już w przypadku obecnej epidemii, gdy tylko pojawiła się plotka mówiąca o tym, że szczepionka przeciw COVID-19 będzie czipem wszczepianym pod skórę, pojawiły się głosy oburzenia i lęk. Biotechnologiczne ingerencje w człowieka nie spotykają się z masową akceptacją. Dla wielu osób jest to kolejny spisek rządów i korporacji.

Prognozy rozwoju

Dlatego też kluczowe są dwie kwestie: transparentność technologii i możliwie najlepsze zabezpieczenie. To od stopnia i sposobu zabezpieczania technologii powinna zależeć ich implementacja. Warto więc brać pod uwagę możliwość kroku w tył, wstrzymanie się z nawet najbardziej innowacyjnym rozwiązaniem, jeśli nie będzie ono pewne i bezpieczne. Samo wprowadzanie technologii, algorytmu powinno być w pełni transparentne i oparte na szerokiej współpracy, nie tylko rządów i korporacji technologicznych, ale także instytucji naukowych, akademickich, NGO’sów i fundacji typu watch dogs. Tylko w ten sposób rozwój biomedycyny i technologii ochrony zdrowia nie będzie miał twarzy Terminatora.