Telemedycyna – model japoński

W dziedzinie e-zdrowia Japonia musi gonić inne rozwinięte kraje regionu / Edward Jenner, Pexels

Pandemia koronawirusa podziałała w Japonii jak katalizator rozwoju nowych usług zdalnej opieki zdrowotnej. Ta zmiana może mieć fundamentalne znaczenie dla jednego z najbogatszych i najstarszych społeczeństw świata.

Podczas pierwszej fali zachorowań na COVID-19 Japonia tymczasowo poluzowała przepisy dotyczące świadczeń medycznych udzielanych zdalnie. Do kwietnia 2020 roku obowiązywały regulacje umożliwiające lekarzom udzielanie zdalnych porad jedynie tym pacjentom, którzy wcześniej pojawili się na wizycie stacjonarnej. Ograniczony był również katalog schorzeń, które kwalifikowały się do teleporady.

Konieczność utrzymania dystansu społecznego oraz wzrost zapotrzebowania na konsultacje lekarskie sprawił, że tamtejsze ministerstwo zdrowia dopuściło teleporadę dla pacjentów pierwszorazowych oraz poszerzyło zakres usług oferowanych za pośrednictwem rozwiązań teleinformatycznych.

Zaskoczenie

Gwałtownie rosnące zainteresowanie usługami medycyny zdalnej było jednak dla japońskich firm niespodzianką.

– Pandemia COVID-19 przyniosła ogromne poruszenie i wprowadzenie innowacji w przemyśle medycznym. Sytuacja zmieniła się z dnia na dzień, znaczenie szybciej niż się spodziewaliśmy – przyznaje Schinichiro Muroyama, dyrektor Line Healthcare w rozmowie z agencją Reuters.

Line to jedna z najpopularniejszych sieci społecznościowych w Japonii, oferująca swoim klientom usługi głównie przez komunikator o tej samej nazwie. Ma ok. 84 mln użytkowników, którzy mogą za pośrednictwem tej aplikacji zamawiać taksówki, dostawy jedzenia, robić zakupy, czy dokonywać przelewów. Line Healthcare to nowa usługa firmy polegająca na łączeniu użytkowników z lekarzami przez wideorozmowy.

Pandemia sprawiła, że plany uruchomienia usług telemedycznych przyspieszyły. Początkowo porady ok. 2 tys. lekarzy oferowane były za darmo, Line przewiduje jednak wprowadzenie mechanizmu płatności, który musi zostać jeszcze zaimplementowany przez szpitale, gabinety lekarskie i apteki.

Wzrost

Obecne na rynku znacznie dłużej start-upy Medley i MICIN również oferują możliwość zdalnego umawiania wizyt, wideoporad oraz zdalnych płatności za usługi. Dotąd pozostawały one nieco na uboczu, jednak pandemia sprawiła, że również popyt na ich usługi znacznie wzrósł. W okresie od kwietnia do czerwca 2020 roku liczba pacjentów chcących skorzystać z tej formy porady skoczyła o ok. 30 proc.

Z oficjalnych danych ministerstwa zdrowia wynika, że obecnie ponad 16 tys. placówek zdrowotnych w Japonii świadczy usługi zdalne – głownie przez telefon. Choć to ogromy wzrost od połowy 2018 roku – wówczas zaledwie 970 placówek oferowało teleporady, nadal stanowi to zaledwie 15 proc. całego rynku (wyłączając dentystów).

Deregulacja

Zmianę przepisów o telemedycynie zapowiedział premier Shinzo Abe (ustąpił z powodów zdrowotnych w połowie września 2020 roku, jego następcą jest Yoshihide Suga). Deregulacja rynku medycznego ma być jednym ze sposobów walki z pandemią, a jednocześnie pobudzić gospodarkę.

Japonia dotąd pozostawała w tyle, za takimi krajami regionu jak Chiny, Korea Płd. i Australia, które zdołały dość szybko przestawić się na usługi telemedyczne i wdrożyć je dla dużej części mieszkańców jeszcze przed nadejściem pandemii koronawirusa. Jednocześnie Japonia jest krajem o ogromnym potencjale rozwoju zdalnych usług opieki zdrowotnej ze względu na doskonałą infrastrukturę, a także na potrzeby starzejącego się społeczeństwa. Japonia jest również jednym z największych rynków dla leków i urządzeń medycznych, mają tu też swoje siedziby liczne firmy farmaceutyczne i technologiczne.

Na razie jednak deregulacja rynku telemedycznego jest tymczasowa i nie wiadomo, czy zmiany pozostaną również po uporaniu się pandemią chińskiego koronawirusa.

Zastrzeżenia

Sami lekarze przyznają, że telemedycyna sprawdza się doskonale w przypadku pacjentów cierpiących na choroby przewlekłe, którzy już maja ustalony wcześniej schemat leczenia. Podobnie jak lekarze w innych krajach, Japończycy wskazują na schorzenia zależne od stylu życia (cukrzycę czy nadciśnienie) jako choroby wyjątkowo dobrze poddające się kontroli przez teleporady.

Japońskie stowarzyszenie lekarzy (Japan Medical Association) do tej „nowinki” podchodzi jednak z rezerwą. Lekarze obawiają się przede wszystkim pomyłek w diagnozie prowadzonej zdalnie. „Powinniśmy być bardzo ostrożni wyciągając wnioski z przydatności telemedycyny w sytuacji awaryjnej, jaką mamy teraz i przenosząc je na okres, gdy infekcje koronawirusem wreszcie zanikną” – powiedział agencji Reuters Toshio Nakagawa, prezes Japan Medical Association. Do tej organizacji należy ok. 60 proc. wszystkich lekarzy w Japonii.

Zdaniem Goichiro Toyody, lekarza i dyrektora firmy Medley, dla której teleporady są przecież fundamentem biznesu telemedycyna przyda się osobom mającym problem z dotarciem do gabinetu lub takich, które szukają alternatywnej opinii drugiego lekarza, nie zastąpi jednak kontaktów twarzą w twarz, z których pacjenci powinni mieć możliwość korzystania.

Piotr Kościelniak
Dziennikarz specjalizujący się w popularyzacji medycyny i nowych technologii, konsultant ds. wydawniczych

Piotr Kościelniak kierował grupą magazynów popularnonaukowych Focus w wydawnictwie Burda Media Polska, gdzie uruchomił nowe tytuły zajmujące się m.in. medycyną, nowymi technologiami, psychologią i historią. Wcześniej kierował działem Nauki w dzienniku „Rzeczpospolita”, w ramach którego tworzył m.in. Rzecz o Zdrowiu, Styl Życia, a także Ranking Szpitali. Laureat nagród dla popularyzatorów nauki i problematyki medycznej.